O mnie

Moje zdjęcie
Chcę żyć życiem uważnym, świadomym i radosnym. Nie zawsze się da, nie zawsze potrafię, nie zawsze się udaje. Ale nieustannie próbuję.

piątek, 3 sierpnia 2012

ŻYWNOŚĆ i "żywność"

Mój jadłospis nie jest idealny. Ważny jest dla mnie smak i nie będę się zmuszać do jedzenia wodorostów ani chleba z płyty paździerzowej (czyli chrupkiego pieczywa), choćby zawierały wszystkie mikroelementy świata jednocześnie. Ze względu też na smak nie zamierzam sobie odmawiać ulubionych potraw. Skoro jednak decyduję się na coś niezdrowego, dbam o to, by przynajmniej nie było toksyczne.
1.         Nawet jeśli mam ochotę na coś niezdrowego, wybieram coś z wyższej półki: prawdziwa czekolada mniej szkodzi mojemu zdrowiu (o ile w ogóle szkodzi) i daje więcej przyjemności niż byle jaka podróbka. Składniki muszą być najwyższej jakości. Pod tym pojęciem rozumiem naturalność: jeżeli w śmietanie znajduje się mączka chleba świętojańskiego i guma guar, nie kupię takiej śmietany. Nieważne, czy mączka chleba jest szkodliwa czy nie, to nie jest naturalny składnik śmietany. Gdybym chciała zjeść mączkę chleba świętojańskiego, to bym kupiła tę mączkę, a nie śmietanę. O dodatku różnych „E” nawet nie wspomnę. Nie uczę się, które numery „E” są ok. (to zbyt skomplikowane), po prostu zakładam z góry, że żadne z nich nie powinny się znaleźć w żywności, skoro nie występują w niej naturalnie. A jeśli w niej występują, to po co jeszcze ją sztucznie wzbogacać? Nawyk czytania etykiet jest kosztowny – wartościowe artykuły zwykle są droższe. Ale wolę z czegoś zrezygnować niż zjeść barwnik z mszycy.
2.         Nie kupuję dań gotowych  – a dokładnie to ich nie jem. Mój ukochany jest wielkim fanem gotowych posiłków i jak dotąd nie udało mi się nic na to poradzić. W sytuacji awaryjnej zdarza mi się  zjeść obiad z folii, ale zawsze mam wrażenie, że ta żywność jest jakaś bez energii, nawet jeśli nie zawiera konserwantów czy polepszaczy smaku. Nie unikam restauracji, bo tam zwykle czuję tę energię. Oczywiście nie mam tu na myśli sieciówek zaopatrujących się we wszystkie produkty w zamorskiej centrali. Jest sporo prawdy w powiedzeniu, że posiłek przyrządzony z sercem lepiej smakuje.
3.         Staram się kupować żywność nieprzetworzoną: surowe mięso zamiast gotowych wędlin, maliny zamiast syropu malinowego (ciekawostka: żaden ze spotkanych przeze mnie syropów malinowych nie zawierał więcej niż 4,5% soku malinowego), jabłka zamiast marmolady. Oczywiście nie łudzę się, że kupowane przeze mnie jabłka pochodzą z ekologicznego obszaru Polski, z jabłoni rosnącej nad krystalicznie czystym źródłem i podlewanej jedynie letnim deszczem. Jednak kupując jabłko kupuję „tylko” pestycydy, natomiast takie jabłko w marmoladzie, oprócz pestycydów zawiera jeszcze gumę guar, kwas cytrynowy, sorbinian potasu, a w skrajnych przypadkach jeszcze ze dwa „E”. Im mniej przetworzona żywność tym lepiej.
                I na koniec apel: ludzie, czytajcie etykiety. Mamy tak dużo fatalnej żywności, bo mało kto sprawdza, co tak naprawdę kupuje, więc producenci pchają sztuczne dodatki bez opamiętania. Ostatnio nawet bułkę tartą trudno kupić bez jakiegoś „E”, a przecież to powinno być zwykłe zmielone pieczywo. Czytanie etykiet zajmuje dużo czasu tylko na początku - większość kupowanych przez nas artykułów spożywczych się  powtarza, więc to nie jest trudne zawsze kupować jogurt firmy X i co jakiś czas sprawdzić, czy firma X nie zmieniła składu. Nie każdego stać na zakupy w sklepie ekologicznym, ale jeszcze można znaleźć całkiem jadalne produkty w przeciętnym sklepie spożywczym czy na bazarku.