Początek sezonu
grzewczego. W mediach znowu pełno masek, kremów antysmogowych i filtrów
powietrza, bez których niechybnie się udusimy, a przynajmniej szybciej się zestarzejemy
i dostaniemy raka.
Nie neguję, że
problem smogu istnieje. Istnieje i jest poważny. Uważam jednak, że czasy najgorszego
powietrza mamy za sobą. Nie jest to teza potwierdzona badaniami (bo nikt ich
wtedy nie robił), a jedynie zdrowym rozsądkiem. Kilkadziesiąt lat temu dymiły
kominy wielkiego przemysłu, nie zhańbione żadnym filtrem (albo ze słabym
filtrem). Samochodów było mniej, za to spalały więcej, i to do pewnego czasu
benzynę z ołowiem - choć nie wiem, czy ołów wpływa na smog. Zima trwała
nieprzerwanie od początku grudnia do końca marca co najmniej, z solidnymi
mrozami, a domy i mieszkania mieliśmy nieocieplone, z nieszczelnymi oknami.
Kaloryferów często nie dawało się przykręcić, więc gdy robiło się zbyt gorąco, otwieraliśmy
okna. Nikt się tym nie przejmował, bo wysokość opłat za ogrzewanie nie zależała
od zużycia.
Elektrociepłownie
wyrzucały tyle pyłu, że samochody parkujące w pobliżu trzeba było odkurzać
miotełką. Teraz, jak powiedział jeden z pracowników, normy są tak wyśrubowane,
że powietrzem z kominów niedługo będzie można się inhalować.
Przemysł padł, a
jeśli nie padł to zainstalował filtry. Ogrzewanie jest drogie, więc grzejemy
oszczędnie, docieplamy jak możemy i nie budujemy już ogromnych domów. No cóż,
niektórzy palą oponami i plastikiem, ale dawniej zapewne też zdarzały się takie
przypadki. Cała nadzieja w coraz łagodniejszych zimach, bo na zdrowy rozsądek
„oszczędnych” ani nagłe wzbogacenie tych, co nie mają na opał, jakoś nie liczę.
Byłam na badaniu
żywej kropli krwi. Mimo kilkunastu lat pomieszkiwania w stolicy, wyniki całkiem
dobre. Pani przeprowadzająca badanie bardzo się zdziwiła: jak to, przecież wszyscy w
Warszawie mają metale ciężkie we krwi. Fakt, moja koleżanka Warszawianka ma,
mimo wielkiej dbałości o dietę i detoksy. Jej chłopak „słoik” nie ma tego
problemu. Czyżby i w Warszawie powietrze się poprawiło, a te metale ciężkie to
tylko „zaszłość historyczna”?
W każdym bądź razie
ja się po maskę antysmogową nie wybieram. Chyba że zacznę podróżować w czasie,
wtedy chętnie się w taką zaopatrzę na lata 90-te.