O mnie

Moje zdjęcie
Chcę żyć życiem uważnym, świadomym i radosnym. Nie zawsze się da, nie zawsze potrafię, nie zawsze się udaje. Ale nieustannie próbuję.

piątek, 7 lutego 2014

Fałszowanie żywności

Czytałam niedawno książkę o czasach I wojny światowej, kiedy to żywność była niesamowicie droga i trudno dostępna. A jak już udało się ją zdobyć, bywała to zafałszowana wersja prawdziwej żywności i nadawała się jedynie do wyrzucenia. Mąka mogła zawierać kredę lub sproszkowane żołędzie, a chleb trociny. Po zjedzeniu czegoś takiego człowiek w najlepszym wypadku spędzał długie godziny w toalecie, w najgorszym był to jego ostatni posiłek.
Wojna dawno minęła, a my nadal (znów?) mamy czasy fałszowania żywności. I nie mam tu na myśli tylko niezgodności składu produktu z deklaracją na etykiecie. Dodawanie mleka w proszku, koszenili czy gumy guar to też fałszowanie żywności, bo dostajemy mniej (lub wcale) prawdziwego jogurtu, a to jogurt chcemy kupić, a nie gumę guar. Kupowanie „sera wędzonego” z ekstraktem dymu wędzarniczego to też nie to samo, co kupno sera rzeczywiście uwędzonego w prawdziwym dymie. Różnica między wojennym a współczesnym fałszowaniem żywności jest taka, że ten proceder odbywa się w majestacie prawa, a skutki spożywania takiego pseudo-jedzenia wychodzą po latach. Wtedy już nie można urządzić obławy na nieuczciwego producenta, co to konserwant do mąki dodał, bo po pierwsze dowody rzeczowe dawno zjedzone, a producent zwinął interes (lub, co częściej spotykane, zmienił nazwę firmy), po drugie miał prawo wcisnąć tyle konserwantów ile mu się podobało, po trzecie nikt mu nie udowodni, że to przez niego choruje na raka, bo „konserwanty stosują wszyscy”, a bez konserwantów to mąka by się zepsuła jeszcze będąc pszenicą w kłosie. Abstrakcyjny przykład? W Polsce jeszcze nie widziałam mąki z konserwantami, ale w Kanadzie moja koleżanka nie znalazła innej w zwykłym sklepie.
A z dnia na dzień fałszywej żywności przybywa. Jeszcze parę lat temu udawało mi się kupić prawdziwy żółty ser, teraz w zwykłym spożywczym nie ma żadnego bez chlorku wapnia. W ten sposób ser zniknął z mojego menu. Podobnie jak twarożek o smaku łososia bez grama łososia i sok malinowy, który obecnie jest syropem malinowym zawierającym 0,03% soku malinowego. Mam nadzieję, że nie kupujcie miodów będących „mieszaniną miodów z krajów Unii Europejskiej i spoza Unii Europejskiej”, bo naturalnego, chińskiego zanieczyszczenia metalami ciężkimi nikt nie musi podawać na etykiecie. Kiedyś wyrób czekoladopodobny był podpisany jako wyrób czekoladopodobny, teraz producenci bez żenady nazywają parówkami cielęcymi coś, co zawiera 2% cielęciny albo nie zawiera jej wcale. Żywność jest powszechnie dostępna, półki uginają się od mnogości produktów, więc to nie lata nieurodzaju zmusiły ludzi do dodawania gumy guar do dżemów. Jak zwykle chodzi o pieniądze: co by tu zrobić, by zarobić więcej, jeszcze więcej i jeszcze więcej. Międzynarodowe koncerny podrabiają nawet swoje własne produkty, przygotowując na rynki wschodnioeuropejskie specjalne linie o pogorszonym składzie (wszyscy wiemy, czemu taką popularnością cieszą się proszki do prania z Niemiec). Gdyby mogli to by sprzedawali powietrze. Co ja mówię, już sprzedają powietrze – wystarczy spojrzeć na te nadmuchane paczki chipsów do połowy puste.
Na prawo nie ma co liczyć – jak widać można używać w produkcji i sacharozę wywołującą raka, i syrop glokowo-fruktozowy odpowiedzialny za otyłość Amerykanów, i aspartam powodujący bóle głowy. Ba, można nawet przeprowadzić badania, z których jasno będzie wynikać, że dany komponent jest zupełnie nieszkodliwy – nikt przecież nie będzie wnikać, na jakiej populacji przeprowadzono testy, w jakich dawkach podawano produkt i jak długo. Ważne, aby wyniki testów odpowiednio nagłośnić w mediach, nie nagłaśniając przy tym, kto te testy sponsorował. Jeśli się okaże, że lobby spożywcze naciska na zniesienie obowiązku podawania składu produktów – nie będę zdziwiona. Bo w tym chemicznym świecie żywności pozostała nam tylko jedna broń: protest konsumencki. To działa – zaczynają się pojawiać napisy „bez glutaminianu sodu”, „bez konserwantów”, „bez sztucznych barwników”. Chciałabym jeszcze zobaczyć napisy „bez stabilizatorów”, „bez zagęstników”, „bez regulatorów kwasowości”. I to wszystkie na raz na każdym opakowaniu.