O mnie

Moje zdjęcie
Chcę żyć życiem uważnym, świadomym i radosnym. Nie zawsze się da, nie zawsze potrafię, nie zawsze się udaje. Ale nieustannie próbuję.

wtorek, 17 października 2017

24/7

W dużym mieście niemal o każdej porze dnia i nocy możemy zrobić zakupy, zatankować samochód i zamówić pizzę. A także pójść na siłownię, do fryzjera i kosmetyczki.
Miasta nigdy nie śpią, wręcz preferują nocny tryb życia, a i życie na wsi się zmienia w tym kierunku. Pięćdziesiąt lat temu potańcówki były o 17.00, dwadzieścia lat temu na dyskoteki chodziło się na 20.00, teraz przed 22.00 nie ma żywej duszy na parkiecie. Współczesny tryb życia to nocny tryb życia, zaprojektowany pod sowy, a nie skowronki.
Czas na sen się kurczy i sami go sobie zabieramy. Z jednej strony odkładamy mnóstwo spraw, a z drugiej jak już się za nie weźmiemy, to chcemy załatwiać wszystko natychmiast, bez względu na porę dnia. Kiedyś czas pracy i odpoczynku był wyraźniej oddzielony. Oczywiście lekarza można było wezwać o każdej porze dnia i nocy, a i w elektrowniach ktoś czuwał, by ktoś inny mógł wracać oświetloną ulicą do domu. To jestem w stanie zrozumieć. Natomiast nie rozumiem, dlaczego coraz więcej usług musi być non-stop dostępnych i gdzie leży granica. Widziałam już całodobową budowę, a co będzie za parę lat? Czy czekają nas nocne zmiany w biurach? Nie mam tu na myśli nadgodzin, tylko regularne, nocne zmiany. Zastanawiam się też, po co nam to wszystko, po co nam to szaleńcze tempo i całodobowa dostępność. Czy naprawdę potrzebujemy nocnych programów w telewizji i kosmetyczki? Podobno sen jest najlepszym kosmetykiem, jak ktoś nie ma czasu przyjść o normalnej porze do kosmetyczki to może zamiast tego niech się porządnie wyśpi? Albo taka budowa – człowiek jest w najgorszej formie między 2.00 a 4.00 rano, czy naprawdę musimy narażać ludzkie życie i zdrowie po to by jakiś budynek został oddany do użytku tydzień wcześniej?

Sami sobie stwarzamy te stresujące warunki życia. A zaczyna się tak: nawet jak zawczasu kupujesz za długie spodnie, to i tak zanosisz je do krawcowej w ostatniej chwili przed imprezą, błagając o usługę ekspresową. Albo potrzebujesz raportu i wiesz o tym miesiąc wcześniej, ale prośbę o dane wysyłasz na dwa tygodnie przed terminem – bo to przecież tyyyle  czasu… I na wypadek ewentualnych opóźnień dajesz tylko tydzień na odpowiedź. Potem osoba, która dostaje twoją prośbę, pisze do kolejnej osoby prośbę o kolejne dane, profilaktycznie skracając termin o 3 dni żeby wyrobić się z odpowiedzią dla ciebie… A na końcu tego łańcuszka ktoś musi zostać po godzinach, bo dostał termin „na wczoraj”. A ty otwierasz raport tydzień po otrzymaniu. Albo inny przykład: Boże Narodzenie jest co roku o tej samej porze, ale i tak mnóstwo ludzi przypomina sobie o tym w ostatniej chwili i potem kurierzy pracują na trzy zmiany żeby wszystkie prezenty dostarczyć na czas. A wystarczy lepsze planowanie. I jak ktoś nigdy nie ma czasu w listopadzie, to niech zacznie w październiku, albo nawet i we wrześniu. Więcej spokoju i więcej czasu dla wszystkich. Więcej normalnych godzin pracy i odpoczynku dla wszystkich. Zwolnienie tempa całego świata najlepiej zacząć od siebie – przynajmniej przestając przyspieszaćJ