O mnie

Moje zdjęcie
Chcę żyć życiem uważnym, świadomym i radosnym. Nie zawsze się da, nie zawsze potrafię, nie zawsze się udaje. Ale nieustannie próbuję.

czwartek, 30 kwietnia 2015

Pustka


Piękny, funkcjonalny dom lub mieszkanie, ogołocone ze zbędnych przedmiotów. Niewielka, lecz dobrze skomponowana kolekcja ubrań, butów i dodatków, która posłuży na lata i w której niczego już nie brakuje. Kilka sprawdzonych kosmetyków dających świetne efekty. Rzadkie wyjścia na zakupy. Telewizor wyrzucony na śmietnik albo rzadko używany. Kilka prawdziwych przyjaźni w miejsce licznych obowiązków towarzyskich. Odzyskane właściwe proporcje między pracą a życiem prywatnym, może nawet stan majątkowy pozwalający na brak pracy. Innymi słowy – dobre, uporządkowane życie, z mnóstwem odzyskanego czasu.
I CO DALEJ?
Cieszymy się, że mamy tyle czasu po rezygnacji z telewizji i przeznaczamy go na niekończące się przeglądanie stron internetowych. Brniemy w nieustające wielkie porządki, szukamy jeszcze doskonalszych kosmetyków, jeszcze bardziej ograniczamy relacje z ludźmi, jeszcze więcej czytamy o niekończącym się minimalizowaniu zamiast po prostu żyć, cieszyć się życiem i robić coś fajnego.
Natura nie lubi pustki. Jeżeli nie wiemy, na co chcemy przeznaczyć odzyskany czas, on sam się wypełni, niekoniecznie tym, co byśmy świadomie i dobrowolnie wybrali.

sobota, 7 lutego 2015

Liść

   Dość regularnie wspieram pewną fundację opiekującą się osobami niepełnosprawnymi intelektualnie. Jesienią dostałam od tejże fundacji list, zaczynający się od słów „kiedy ostatnio dostała Pani list napisany specjalnie dla Pani?”. List w całości napisany na komputerze, ale z moim imieniem. Z informacją, że podopieczni fundacji nie byliby w stanie napisać takiego listu, ale specjalnie dla mnie wybrali liść, który znajduje się w kopercie. Spośród tysięcy innych liści wybrali dla mnie właśnie ten.
   Wspaniale. Naprawdę bardzo miło. Ale w kopercie nie znalazłam żadnego liścia. Nie było go też w liście. Nie wypadł na stół, nie leżał na podłodze. Oczywiście nie zależało mi ani na tym kawałku drzewa, ani nawet na jakimś podziękowaniu, ale gdy nie znalazłam tego specjalnie dla mnie wybranego liścia, poczułam się rozczarowana. Wręcz oszukana. Postanowiłam wysłać do fundacji maila, co do którego będą mieli pewność, że nie wysyłam go do pięciuset innych fundacji. Mail specjalnie dla nich. Że skoro już ktoś wymyślił taki list z liściem, to mógłby przynajmniej zadbać aby ten liść znalazł się w kopercie. Mógłby sprawdzić, wysyłając dwa tysiące podobnych listów, czy w każdej kopercie jest liść. Albo nie wysyłać nic.
   Pięć minut później liść się znalazł. Leżał na krześle. Mały, brązowy, specjalnie dla mnie. Z krzewu, którego nazwy nie znam, ale wiem jak wygląda. Często rośnie w żywopłotach.
   Noszę ten liść w portfelu, noszę go ze smutkiem. Przypomina mi, że za szybko oceniam ludzi. Za szybko i niekoniecznie trafnie. Smutno mi, że nawet fundacje muszą zatrudniać marketingowców aby mieć pieniądze na swą jakże szczytną działalność. Smutno mi, że nie odróżniam szlachetnych ludzi od naciągaczy. Nie wiem, kto rzeczywiście potrzebuje mojej pomocy, a dla kogo proszenie o pomoc jest sposobem na życie. Smutno mi, że z powodu wszechobecnej, nachalnej reklamy żerującej na ludzkich uczuciach nie umiem odróżnić chwytów marketingowych od prawdziwych odruchów serca. W przypadku tej fundacji też nie umiem. Na razie postanowiłam nadal ją wspierać - mimo wszystko...