O mnie

Moje zdjęcie
Chcę żyć życiem uważnym, świadomym i radosnym. Nie zawsze się da, nie zawsze potrafię, nie zawsze się udaje. Ale nieustannie próbuję.

piątek, 11 października 2013

Superfoods

Po wielu różnych modach żywieniowych przyszedł czas na miłościwie nam panującą modę na superfoods. Cały sztab naukowców badał i katalogował wartości odżywcze wielu produktów, a w końcu wybrał te, które mają najwięcej związków pozytywnie wpływających na ludzki organizm. Uważam, że to wspaniała inicjatywa. Dobrze jest wiedzieć, które produkty są najbardziej wartościowe, zwłaszcza jeśli ktoś nie odczuwa braku jakichś witamin, a po prostu chce się zdrowo odżywiać.
Widziałam kilka takich list, obejmujących żywność z różnych stron świata i teoretycznie każdy mógłby znaleźć coś, co mu odpowiada i na co go stać. Ale jakoś nie nastała moda na zwiększone spożycie orzechów włoskich ani czosnku. Koniecznie musimy jeść akurat to, co rośnie na drugim końcu świata,  egzotycznie się nazywa i jest koszmarnie drogie. Jeśli kasza, to koniecznie kwinoa, a jeśli mąka, to tylko z amarantusa. Zapomnij o kakao, teraz je się karob! Nie smakuje? Jak to nie smakuje, wszyscy to jedzą i mówią, że dobre. A poza tym super-hiper-extra zdrowe. Bez tych wspaniałych specyfików ciężko się rozchorujemy, a jeśli już chorujemy, to nie wyzdrowiejemy. Reklamy cudownych wyciągów z cudownych roślin utwierdzają nas w tych przekonaniach: „zjedz golonkę i kremówkę, a potem weź tabletkę X i twoja wątroba poczuje się świetnie”.
Komu by się chciało reklamować kaszę jaglaną? Nie opłaca się. Jest tania, powszechnie dostępna i każdy może sobie na nią pozwolić. Zero elitarności. Nie pochwalisz się w towarzystwie „jem kaszę jaglaną, dlatego się nie przeziębiam”. Możesz liczyć co najwyżej na odpowiedź „aha”. Co innego miód manuka – „wow, gdzie kupiłaś, za ile, ile tego jesz”... Aktem odwagi jest wyjęcie w firmowej kuchni kiszonej kapusty na obiad – zaraz wszyscy pytają „co tak skromnie, ty się tym najesz?” Jakoś nie padają takie pytania przy rukoli, a kaloryczność podobna.
Ostatnio namnożyło się osób, które ciastko popijają roibosem ze słodzikiem, a hamburgera zagryzają spiruliną i uważają, że się zdrowo odżywiają. No cóż, lepszy hamburger ze spiruliną niż bez niej, od czegoś trzeba zacząć – byle na tym nie poprzestać.
Ja nie twierdzę, że superfoods to ściema i nie warto kupować. Dziwi mnie tylko ta wiara, że egzotyczne superfoods czyni cuda. Cuda czyni codzienne zdrowe odżywianie, które wcale nie musi być drogie ani egzotyczne.

9 komentarzy:

  1. Myślę, że warto tutaj wypośrodkować. Ja na przykład lubię niektóre, powiedzmy, egzotyczne produkty spożywcze, chętnie też próbuję nowych. Lubię używać ksylitolu zamiast cukru, czy jeść batoniki z karobem (kakao też jest jakby z drugiego końca świata, tylko wydaje się mniej egzotyczne, bo dłużej je znamy), tak samo lubię rukolę (kupuję najczęściej tę uprawianą w Polsce), mleko kokosowe (bo krowiego nie pijam), tofu. Nie wiem czy to jest takie znowu egzotyczne, jak ktoś jest wege to po prostu ma trochę inne spektrum zakupowe. Z drugiej strony cenię swojską jaglankę (i inne kasze), grzyby, kapustę (akurat nie kiszoną), groch, buraki, ogórki małosolne. Myślę, że jedno nie przeszkadza drugiemu. A to, że najważniejsze jest codzienne zdrowe odżywianie, to oczywiście prawda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że złoty środek jest najlepszy. Parę wieków temu to nawet ziemniaki były egzotyczne, więc nie jestem przeciwko egzotyce jako takiej. Tylko że często widzę takie pdejście, że uzdrowić może nas tylko coś bardzo skomplikowanego, drogiego, co rośnie za siedmioma górami i siedmioma lasami, a warto przecież spojrzeć także na to, co jest tuż za rogiem.

      Usuń
  2. No właśnie. Na przykład jesteśmy światową potęgą w zielarstwie. Zresztą wierzę, że natura tak to ładnie obmyśliła, że zdrowe, a nawet lecznicze "produkty" rosną w każdej strefie geograficznej i te które rosną bliżej są bardziej odpowiednie dla naszego organizmu niż te zza mórz i oceanów. Tylko trochę nie doceniamy tego co nasze, bo to takie pospolite:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy blog. Będę zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podpisuję się pod tym postem. Jestem zwolennikiem używania w kuchni jak najmniej przerobionych produktów. Im jedzenie jest bliższe temu co wyrosło na polu w pobliżu twego domu tym zdrowsze, świeższe i lepsze. W rozmaitości oczywiście siła ale niekoniecznie kosmopolitycznej. Tak wiele jest jeszcze nie rozpropagowanych polskich czy europejskich rzeczy do jedzenia. No i koniecznie jeszcze naturalne sposoby konserwacji: tak na pół roku góra rok.
    Fajny blog o bliskiej moim zainteresowaniom tematyce, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za miłe słowa:) Cieszę się, że jest tyle osób, które doceniają to, co mamy w zasięgu ręki.

    OdpowiedzUsuń
  6. A co to jest karob? Apropo jaglanki to na etykuecie mojej jest napisane -made in china :-) hmm
    Fajny blog sobie zaabonuje:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję:)
    Karob to mączka chleba świętojańskiego, stosowany jako zagęstnik i zamiennik kakao. Podobno zdrowszy od kakao. Tyle że tam, skąd pochodzi, jest przede wszystkim rośliną pastewną (używaną do karmienia zwierząt), więc jestem do niego dość sceptycznie nastawiona.
    Kiedyś kupiłam fasolę made in china, jak tylko zobaczyłam skąd pochodzi jakoś przestała mi smakować. Taka bariera psychologiczna:)

    OdpowiedzUsuń