O mnie

Moje zdjęcie
Chcę żyć życiem uważnym, świadomym i radosnym. Nie zawsze się da, nie zawsze potrafię, nie zawsze się udaje. Ale nieustannie próbuję.

wtorek, 16 lipca 2013

Polowanie na ubranie

Jakiś czas temu we wpisie „Minimalistyczna szafa” pisałam, że już wiem, jak chcę się ubierać, tylko nie wiem, gdzie. I niewiele się zmieniło w tym zakresie. Jako że jednocześnie zaczęłam wdrażać politykę „zero ubraniowych kompromisów”, przez pewien czas istniało poważne ryzyko, że zacznę chodzić nago: wyrzucałam zniszczone rzeczy, a nowych nie przybywało. Cóż, nadal nie jestem tą perfekcyjnie ubraną kobietą, którą chciałabym widzieć w lustrze, ale paru rzeczy się nauczyłam.
1.            Kolor to podstawa i tu nie warto iść na żadne ustępstwa. Źle dobrany kolor podkreśli wszystkie niedoskonałości cery (nawet te, których nie ma) i sprawi, że najbardziej wypoczęta skóra będzie wyglądała na zmęczoną.
2.            Ograniczenie szafy do kilku kolorów to  strzał w dziesiątkę. Teraz prawie każda spódnica/spodnie pasuje do każdej „góry”, a większość bluzek z krótkim rękawem do większości swetrów, bluz, szali itp. Piszę „większość”, bo nie założę bluzy z kapturem do eleganckiej spódnicy, a bluzki koszulowej do dresowych spodni. Ale gdybym miała taki kaprys, to nie ma kolorystycznych  przeciwwskazańJ To uproszczenie niesamowicie pomaga szybko coś wybrać przed wyjściem z domu, a pakowanie się na wyjazd ogranicza do kilku minut.
3.            Tak jak kolor jest ważny dla cery, tak krój dla sylwetki, a kompromisy w tym zakresie sprawią, że będziemy wyglądały zbyt grubo/chudo lub w ogóle bezkształtnie. Ale jeśli ktoś posiada umiejętność szycia lub sprawdzoną krawcową, może rozważyć skrócenie, zwężenie tudzież inne drobne przeróbki. Należy  jednak bardzo uważać, bo:
a.   niektóre ubrania przestają dobrze wyglądać przy zmienionych proporcjach;
b.   zakup może trafić na dno szafy oczekując w nieskończoność aż będziemy miały czas i ochotę zająć się jego uzdatnianiem do noszenia.
4.            Nie jestem osobą potrafiącą znaleźć perły w stosie badziewia, więc chodzenie do second handów i sklepów z końcówkami serii jest dla mnie stratą czasu. Być może wyszukiwania pereł można się nauczyć – chętnie bym się wybrała na takie szkolenie.
5.            Bardzo mi pomogło przejrzenie metek swoich ulubionych ubrań, tych wygodnych i dobrych jakościowo. Okazało się, że większość z nich jest z kilku tych samych sklepów. Te sklepy odwiedzam teraz częściej, darowując sobie wycieczki do tych, gdzie mimo zachęcających wystaw nigdy nic nie kupiłam.
6.            Planowanie zakupów pomaga uniknąć biegania z obłędem w oczach w poszukiwaniu czegoś niezbędnego na jutro. Przy pierwszych objawach przecierania się dżinsów rozpoczynam polowanie na następne. Sukienki szukam niezwłocznie po otrzymaniu zaproszenia na wesele. Przy wyrzucaniu starego t-shirta liczę pozostałe, czy mi wystarczą latem pomiędzy jednym praniem a drugim, gdyby dobra pogoda jakimś cudem utrzymała się dłużej niż kilka dni.
7.            Ekspedientki nie gryzą (chyba, że mają zły dzień, albo do zamknięcia sklepu jest pięć minut). Jako osoba, która nie cierpi robić zakupów i uważa to za okropną stratę czasu, zaczęłam pytać obsługę sklepu, czy mają to, czego szukam. To znacznie skraca wizytę w sklepie, szczególnie:
a.   „dżinsowym” – spodnie ułożone na półce wyglądają tak samo i o ile krój zwykle jest dobrze opisany, to nie wiadomo, czy dżinsy są w jednolitym kolorze czy z mocnymi przetarciami, czy są fabrycznie podarte, nabijane ćwiekami itd.
b.   bieliźnianym - noszę nietypowy rozmiar, który trudno dostać w sensowym kolorze i fasonie, więc przeglądanie wieszaków tylko po to, by na koniec się dowiedzieć, że z mojego rozmiaru jest tylko model dla 80-latek jest bardzo irytujące.
8.            Specjalistyczne sklepy są lepsze niż takie, w których jest mydło i powidło. Kiedyś szukałam torebki we wszystkich sklepach, w których widziałam choć jedną wiszącą przy jakiejś sukience, a ostatecznie i tak najlepszy model znajdowałam w sklepie z galanterią skórzaną. Teraz torebki szukam w sklepie z torebkami, stroju kąpielowego w sklepie z bielizną, a eleganckich ubrań w sklepie ze strojami wizytowymi. Nie mówię, że w innych nic się nie znajdzie, ale profilowany sklep daje większe możliwości, a i producent specjalizujący się w danej rzeczy zwykle zrobi ją lepiej niż firma, dla której ten produkt jest tylko uboczną działalnością.
9.            W przypadku trudno dostępnych, uniwersalnych fasonów warto robić zapasy ubraniowe. W moim przypadku dotyczy to butów. Teraz na przykład od kilku sezonów nie mogę znaleźć odpowiednich sandałów i zostałam zmuszona (przez ostatnią, rozlatującą się parę) do kupienia czegoś, na co nie mogę patrzeć (pocieszam się, że przynajmniej jest wygodne). Jak tylko wróci moda na bardziej klasyczne modele, niezwłocznie kupię kilka par.

7 komentarzy:

  1. Chętnie poznałabym nazwy tych kilku sklepów ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. To proste - przeglądasz metki swoich ubrań i już wiesz:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Inka, a jak się nie ma tych ulubionych? daj namiar na jakieś sensowne, jak u Ciebie się sprawdziło, nie zaszkodzi się pochwalić.iwona

    OdpowiedzUsuń
  4. Peek&Cloppenburg, Orsay,czasem Marks&Spencer, dżinsy z Big Stara. Ale nadal uważam, że samo podawanie marek nie pomaga - ja lubię ubrania bez ozdobników, jednolite kolory bez kropek czy kwiatków, dżinsy bez przetarć, buty bez klamerek i kokardek. A dla Ciebie to może być nudne albo staromodne, bo np. lubisz wzorki i koronki albo glany i moro:)Założę się, że parę ulubionych ubrań jednak masz - może jakąś szczęśliwą sukienkę ze studniówki, dżinsy, które nosisz co drugi dzień, a może bluzkę, którą masz 10 lat i za nic jej nie wyrzucisz? No i niemożliwe abyś każdą sztukę odzieży miała z innego sklepu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też podobają mi się niektóre fatałaszki z PC i MS. Można trafić na naprawdę dobrą jakość. Ale lubię także wyroby polskich producentów.

    Moim zdaniem fajnym rozwiązaniem na minimalizm w garderobie są sukienki. Jeden "ałtfit" = jeden wieszak. Nie trzeba kombinować z dobieraniem góry czy dołu. Zakupy odzieżowe robię falami. Czyli dużo w danym momencie (łatwo skompletować pasujące zestawy, można to zrobić w okresie promocji, wyprzedaży, czy skorzystać z rabatu), a potem długo, długo nic (bo mam w co się ubrać). Ale żeby nie było - raczej nie czuję się odzieżową minimalistką. Średniakiem chyba jestem :-)

    Aaa i zapomniałam dodać. Zdarza mi się coś znaleźć coś ciekawego dla siebie w szafach mojej mamy i babci. Taki niegroźny ekscentryzm ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajny pomysł z tymi hurtowymi zakupami, szczególnie jak się nie lubi tzw. łażenia po sklepach.
      Mentalnie zajęło mi sporo czasu zrozumienie, że sukienka może być strojem na co dzień, nie tylko na wielkie wyjścia. A ubranie się w nią jest takie proste - warto było zmienić nastawienie:)

      Usuń
  6. Kiedyś też robiłam zakupy raz na cały sezon i potem miałam na długi czas z głowy latanie po sklepach. Też chodziłam do wybranych omijając szerokim łukiem te, w których na ogół ciuchy były z innej bajki. Lubię proste, w jednej gamie kolorystycznej. Potem wszystko pasuje do siebie. Od pewnego czasu tylko uzupełniam to, co się zużyło. Procentują mi poprzednie zakupy: dobre gatunkowo o prostych ponadczasowych fasonach - nie trzeba ciągle kupować nowych :)

    OdpowiedzUsuń